Wszyscy dzisiaj jak nie morsują to biorą zimne prysznice albo uskuteczniają inną ekspozycję na zimno. Po co? Kompletnie nie wiem po co oni to robią. Mogę napisać jedynie dlaczego ja to robię.
Zimne prysznice są zdrowe. Jest mnóstwo różnych opracowań naukowych. Nie będę ich tutaj przypominał, nie ma takiej potrzeby, każdy znajdzie jak będzie chciał.
Czy zimne prysznice wpływają na moje zdrowie? Nie wiem. Wpływają na pewno na samopoczucie. Zawsze po nich dobrze się czuję, jestem aktywny i świadomy. Mam poczucie, że dostałem dodatkową porcję energii. Pomimo tego, że chwilę po jestem prawie cały czerwony to lubię ten krótkotrwały stan. Nie liczę czasu, ile spędzam pod zimną wodą. Raz jest to dłużej, raz krócej. Czasami wychodzę, bo nie mogę już wytrzymać, a czasami chcę więcej i więcej. Mam wrażenie, że przez to moja skóra lepiej wygląda. Ale to tylko subiektywne odczucie. Stosuję je rano i wieczorem. Rano, wiadomo, sprzyjają obudzeniu i od razu mogę działać, bez tego okresu przejściowego. Wieczorem nie powodują, że nie mogę zasnąć. Tak to już jest u mnie. Najlepszą rozrywką, taką wewnętrzną walkę ze sobą mam wtedy, kiedy po krótkim gorącym prysznicu mam odręcić kurki w drugą stronę. Uwielbiam to uczucie, które pewnie trwa sekundę może dwie. Ten stan zawachania. Ta myśl, o kurcze zaraz będzie cholernie zimno. Rano, jest to moje pierwsze zwycięstwo. Pierwszy krok do wygrania dnia. A w zimie, wiadomo, w zimie woda jest zimniejsza!
„Co nas nie zabije” Scott Carney – recenzja