Pewnie wiesz, kim jest Matthew McConaughey. Tak, tak to ten oscarowy aktor, który w doskonały sposób umie dopasować się do roli. Umie przytyć, umie zgubić wagę, umie cudownie wcielić się w swoich bohaterów. Ale pewnie nie wiesz (ja tego nie wiedziałem) jakim cudownie ciekawym człowiekiem jest.
Tytułowe „Zielone światła” to znaki od życia, że bohater podąża właściwą drogą. Niby jest to autobiografia aktora, jednak mi bardziej kojarzy się z książką przygodową z filozoficznym przesłaniem. Pięćdziesięcioletni Matthew spogląda na swoje życie i ze znakomitą zwadą pozwala nam zajrzeć w siebie. Robi to z dystansem do siebie. Jest śmiesznie, jest strasznie, jest życiowo. Poznajemy młodego chłopaka wychowującego się w toksycznej rodzinie i podążamy z nim drogą obserwując jak zmienia się w empatycznego, ciekawego świata mężczyznę.
Nie jest to pozycja z cyklu: jestem celebrytą pokaże wam na czym polega życie, nie jest to też ckliwa opowieść od pucybuta do milionera. Jest to wrażliwa książka o obieraniu sobie celów, szukaniu własnej drogi, podróżach zewnętrznych i wewnętrznych. Nie brak w niej intymnych i zaskakujących przeżyć bohatera. Czas, który spędziłem nad tą lekturą był mi bardzo potrzebny. Sam jestem prawie pięćdziesięciolatkiem. Wiem co zrobiłem źle w życiu, wiem również co mi wyszło, a książka ta sięgnęła głębiej do moich wspomnień i przeżyć. Zostanie w moim sercu na długo. To zaskakująca lektura, w pozytywnym sensie.
Szczera. Ciepła. Inspirująca. Na jesienne wieczory jak znalazł.
Autor: Matthew McConaughey facebook
Tytuł: „Zielone światła”
Wydawnictwo: Wydawnictwo Marginesy
Liczba stron: 304