Post przerywany jest obecnie chyba najbardziej popularną formą diety. Stosują go znani i lubiani jak i nieznani i mniej lubiani. Stosuję go również ja. Po co? Nie będę tutaj rozpisywał się o tym czy ta forma jest świętym graalem odżywiania, czy też totalnie toksyczną odmianą głodówek. Nie wiem, niech o tym mówią lekarze, dietetycy czy inni naukowcy. Dla mnie jest to forma panowania nad instynktem. To jest kolejny stresor, który próbuje okiełznać.
„Umiem myśleć. Umiem czekać. Umiem pościć”
Chciałbym być odporny na pokusy i się przed nimi bronić. Na razie nie udaje mi się całkowicie. Choć się staram. Myślę, że całkowitym sensem jest właśnie staranie się. Praca nad sobą. Daje mi to niesamowitą frajdę. Dlatego post przerywany, który może być pewnym ograniczeniem spożywania kalorii, to jest metodą panowania nad sobą. Jem między 12 a 20, osiem godzin. Najlepsze jest to, że po 11 już odczuwam głód, który nasila się bardzo. Ale to jest walka, którą lubię. Wiadomo, że to nie jest tak, że przez te osiem godzin siedzę i jem. Wystarczają mi dwa posiłki i wspomaganie odżywkami białkowymi.
Tak jak zawsze odczuwam dyskomfort przed braniem zimnej kąpieli, tak jest z walką z głodem.
Warto walczyć z samym sobą!